PNI

Panorama Nieruchomości i Inwestycji

euro
Artykuł

Kozi róg Europy cz.I

Kraje Unii Europejskiej nie nadążają za światowym rozwojem, a Polska jest najsłabszym krajem Europy – wokół takich spostrzeżeń toczyły się rozmowy na Europejskim Szczycie Gospodarczym w Warszawie. Dominował nastrój przygnębienia. Szkoda tylko, że zignorowały to największe media.

A przecież to właśnie media przez cały poprzedni miesiąc kreowały warszawski szczyt na najważniejsze wydarzenie ostatnich dni kwietnia w Europie. Spotkanie miało świadczyć o międzynarodowej roli naszego kraju. Miało wreszcie przyciągnąć alterglobalistów, którzy – jak straszyły media – niechybnie puszczą Warszawę z dymem.

ALTERGLOBALIŚCI  PRZECIW  HISTERII

Rezultaty tej propagandy były smutne.
Po pierwsze – na czas szczytu wymarło centrum Warszawy. Żadna relacja telewizyjna nie mogła oddać tych kilometrów pustych ulic w samym centrum stolicy, ani setek wystaw zabitych deskami i metalowymi płytami, ani policyjnych wozów pancernych w kluczowych punktach miasta. Ani też kompletnej ciszy, jaka panowała w sercu Warszawy, choć pogoda była piękna, a pora taka, że miasto powinno tętnić życiem. Tę ciszę zakłócał jedynie warkot fruwającego nisko policyjnego helikoptera i „koguty” zwiastujące przejazd kolumn radiowozów. Stolica Polski witała Europę nieformalnym stanem wyjątkowym.

Po drugie – uwaga mediów skupiła się na alterglobalistach. Ci zaś wykazali się politycznym sprytem. I zamiast demolować miasto (a tego od nich oczekiwali dziennikarze i policjanci), przemaszerowali przez wymarłą Warszawę tańcząc i śpiewając. W ten sposób ośmieszyli całą tę sztucznie dmuchaną histerię.

Po trzecie – po tygodniach reklamowania szczytu, w kluczowym momencie duża część mediów odwróciła się od niego (chlubny wyjątek stanowi „Rzeczpospolita”). Chyba nie tylko z powodu alterglobalistów, ale i z uwagi na przebieg oficjalnej imprezy. Nic dziwnego, skoro atmosfera szczytu kontrastowała z narastającą przez cały kwiecień prounijną euforią. Efekt był kuriozalny. Propaganda kazała wierzyć ludziom, że wejście Polski do UE to niemal wstąpienie do raju. A w tym samym czasie przedstawiciele unijnego establishmentu dawali do zrozumienia – i to w naszej stolicy – że Unia jest w rozsypce i musi naprawdę wiele zrobić, by wyjść z wewnętrznego kryzysu.

Jeszcze chyba nigdy w dziejach III RP przekaz propagandowy nie był tak odległy od warstwy realnych diagnoz i informacji. Tak odległy, że aż kłamliwy.

POŁUDNIE  JEST  NAJSŁABSZE

A wszystko przez tzw. Strategię Lizbońską, ambitny plan przekształcenia Unii w największą gospodarkę świata, i to już w 2010 r. Dokument został przyjęty w 2000 roku, jego główne założenia czyta się sympatycznie. Unijna gospodarka ma być nie tylko „oparta na wiedzy”, „dynamiczna” i tworzyć nowe miejsca pracy, ale i zapewniać „społeczną spójność” Europy.

Sęk w tym, że lata mijają, a Unia raczej nie zbliża się do celu, który sama sobie wyznaczyła. Rok temu World Economic Forum (Światowe Forum Gospodarcze, organizator forów w Davos i szczytu w Warszawie) po raz pierwszy opublikował o „The Lisbon Review”, czyli raport o stanie realizacji Strategii Lizbońskiej. Pod koniec kwietnia – w sam raz na warszawski szczyt – wyszła druga edycja raportu.

„The Lisbon Review” bierze pod uwagę m.in. warunki prowadzenia biznesu w danym kraju, jego zaawansowanie technologiczne, innowacyjność, system podatkowy, poziom edukacji, poziom bezrobocia, czy nawet uczciwość miejscowej klasy politycznej. Tegoroczne konkluzje nie są budujące: większość krajów „starej” Unii nie dotrzymuje kroku Stanom Zjednoczonym pod względem konkurencyjności. A przy tym Unia jest rozwarstwiona wewnętrznie. Ma swoich dynamicznych liderów i zapóźniony „ogon”. Co ciekawe, Unię ciągną do przodu kraje skandynawskie – szczególnie Finlandia, która już teraz uchodzi za światową potęgę technologiczną. Natomiast wspólnotowym balastem są kraje południa: Hiszpania, Portugalia, Włochy, a zwłaszcza Grecja.

Unia najbardziej przegrywa z USA pod względem innowacyjności i rozwoju oraz stopnia zaawansowania tzw. społeczeństwa informacji. A przecież Europa nie ściga się tylko ze Stanami Zjednoczonymi. Na globalnych gigantów wyrastają dwie potęgi azjatyckie: Chiny i Indie. I choć raport nie analizuje ich osiągnięć, mówili o nich uczestnicy warszawskiego szczytu.